Skazanemu na siedem lat kolonii karnej Pawłowi Siewiaryncowi pozwolono tylko zadzwonić do matki.
Poinformowała o tym żona opozycyjnego polityka Wolha Siewiaryniec, która przyznała, że jego bliscy rozumieli, „że na pogrzeb raczej nikt go nie puści”, ale musieli podjąć takie starania.
– Zwróciliśmy się do chrześcijańskich hierarchów; ktoś od razu zareagował i starał się pomóc, a ktoś powiedział, że nie zdoła pomóc. Widziałam, że przyjaciele pisali prośby do kolonii, żeby Paszę wypuszczono. Widziałam, że wypowiadali się dyplomaci. Jesteśmy bardzo wdzięczni każdemu. Zrobiliśmy, co mogliśmy – napisała Wolha Siewiaryniec w Facebooku.
Wyjaśniła, że jej męża poinformowano o śmierci ojca w miniony piątek i od razu pozwolono zadzwonić do matki.
– Napisał wniosek o wyjazd – teoretycznie skazany ma w kolonii taką możliwość. Ale nie udzielono mu zgody. Powiedziano, że ciężki artykuł. Pasza jest tym bardzo przybity – napisała Wolha Siewiaryniec.
Pawła Siewiarynca, jednego z przywódców opozycyjnej chrześcijańskiej demokracji zatrzymano 7 czerwca 2020 r., jeszcze przed ubiegłorocznymi wyborami prezydenckimi. 25 maja tego roku został skazany na 7 kolonii o zaostrzonym rygorze.
Jego ojciec – poeta, dziennikarz tłumacz Kanstancin Siewiaryniec – zmarł 1 października w wieku 69 lat, wskutek powikłań po przebytej infekcji koronawirusowej.
mhm, cez/belsat.eu