Łukaszenka nie ma planu na Białoruś bez Łukaszenki

Kilkudniowa i tajemnicza niedyspozycja białoruskiego dyktatora przypomniała o głównej słabości jego reżimu. Nie przygotował on modelu sukcesji władzy, a reżimowe elity nie wyobrażają sobie świata bez Łukaszenki. 

O złym stanie zdrowia przywódcy białoruskiego reżimu media zaczęły mówić po obchodach Dnia Zwycięstwa w Moskwie.
Zdj. SPUTNIK / Reuters / Forum

Festiwal domysłów na temat stanu zdrowia Alaksandra Łukaszenki rozpoczął się 9 maja. To wtedy na obchodach dnia zwycięstwa w Moskwie białoruski dyktator wyglądał źle. Z Moskwy miał wrócić w asyście lekarzy i trafić do szpitala. 

Propaganda reżimu stara się pokazać, że wszystko jest w porządku i Łukaszenkę trapiło tylko chwilowe niedomaganie. Taki sens miała wczorajsza demonstracja i opublikowane zdjęcia z wizytacji wojsk obrony przeciwlotniczej. Łukaszenka nadal nie wypadł na nich dobrze. Wygląda co najmniej dziwnie i jest wyraźnie szczuplejszy, niepodobny do siebie sprzed kilku dni.  Chodziło po prostu o pokazanie, że żyje. Ponieważ zdjęcia nie są trudne do zmanipulowania, służby propagandowe reżimu opublikowały nagranie. Łukaszenka podkreśla na nim, że nagrywany jest na żywo. 

Wideo
Łukaszenka przemówił przed kamerą. Z trudem
2023.05.15 18:54

I taki był główny cel: przeciąć spekulacje o rychłej śmierci dyktatora. Takie pogłoski są dla systemów autorytarnych bardzo niebezpieczne. Uruchomiają buzujące pod płaszczykiem „silnej władzy” słabości, konflikty i ambicje dworzan, pretendentów do tronu. W systemie białoruskim, jak i rosyjskim, kluczowa słabość polega na braku wizji tego, co ma się dziać po śmierci dyktatora. Łukaszenka i Putin nie wypracowali zasad sukcesji władzy. Nie wskazali następcy. Dlatego, kiedy dyktator niedomaga, cały aparat biurokratyczny i wszystkie szczeble władzy wpadają w panikę. I najpierw, co widać dziś na Białorusi, próbują zademonstrować, że „król” wciąż żyje i rządzi.

Następcy

Dywagacje na temat zdrowia dyktatora nie mają większego sensu. Podobnie jak w przypadku Putina, można opierać się jedynie na poszlakach. Na ocenie widocznych na nagraniach symptomów i skąpych informacji o nieobecności przywódcy w przestrzeni publicznej. Starania Łukaszenki, by zademonstrować, że żyje i pracuje, mówią jednak dużo o jego lęku. O strachu, by przedłużająca się nieobecność nie zachwiała białoruskim systemem władzy. A system ten, jak pokazuje obecna sytuacja, zbudowany jest na bardzo kruchych fundamentach. Przede wszystkim nie ma określonych mechanizmów transferu władzy w przypadku nagłego odejścia dyktatora np. z powodów zdrowotnych. 

Wiadomości
Opozycjonista Łatuszka: według naszych źródeł Łukaszenka ma zapalenie mięśnia sercowego
2023.05.15 08:29

Zgodnie z konstytucją kierownictwo państwa przejmuje wtedy przewodniczący Rady Republiki, czyli wyższej izby białoruskiego „parlamentu”. Obecnie byłaby to była szefowa Administracji Prezydenta Natalla Kaczanawa. Przepisy są jednak dwuznaczne, bo w przypadku nagłej śmierci przywódcy, np. z powodu zabójstwa, władzę może przejąć Rada Bezpieczeństwa. Czyli ciało złożone z szefów służb i struktur siłowych z pochodzącym z Rosji generałem Alaksandrem Walfowiczem na czele. 

Kaczanawa wraz ze stojącym z nią tzw. witebskim klanem [urzędnicy, tak jak przewodnicząca Rady Republiki wywodzący się z obwodu witebskiego – to m.in. obecny szef Administracji Prezydenta Ihar Siarhiejenka), byłaby najbardziej komfortowym wyborem dla reżimowej biurokracji. Z drugiej strony na pewno rozwiązaniem przejściowym. Bo mimo niewątpliwej lojalności Kaczanawej wobec łukaszenkowskiego państwa, ale i Rosji, ta pozbawiona charyzmy urzędniczka raczej nie nadaje się na docelowego lidera reżimu. 

Wiadomości
Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Białorusi odradza Polsce rozpętania wojny
2022.11.03 14:08

Pusty tron

Teoretycznie wyborem gwarantującym utrzymanie reżimu silną ręką, byłoby oddanie władzy mundurowym. Tyle że to byłby wybór budzący niezadowolenie w cywilnej kaście biurokratycznej. Zarówno środowisko cywilnej, jak i mundurowej nomenklatury mogą zyskać poparcie Moskwy. Niewykluczone, że Rosja zaakceptowałaby nawet model przejściowego współrządzenia obu ośrodków: „siłowego” i „urzędniczego”. 

Równocześnie procedury wpisane do konstytucji dają pewne pole do manewru i nie są precyzyjne. W dodatku w białoruskim systemie można je z łatwością zmienić i najsilniejszy ośrodek pretendujący do władzy może arbitralnie ustalić nowe. Łukaszenka, dochodząc do władzy w latach 90., musiał się mierzyć jednak z procedurami demokratycznymi i na początku był weryfikowany w wyborach. Może ówczesna białoruska demokracja miała wiele słabości, ale jednak różniła się od dzisiejszej sytuacji diametralnie. Dzisiejszy sukcesor Łukaszenki, o ile będzie gwarantem kontynuacji autorytarnego reżimu, przyjdzie na tron gotowej, budowanej latami, autorytarnej dyktatury. Krótko mówiąc, najsilniejszy zrobi to, co będzie mógł, nie oglądając się na procedury i zapisy w ustawach. 

Fakt, że Łukaszenka nie namaścił następcy, jest też całkiem zrozumiały z perspektywy jego egoistycznego interesu. W momencie, w którym by zasugerował, kogo widzi jako sukcesora, cały podpięty pod dyktatora system władzy, klany i koterie, natychmiast zaczęłyby orientować się na sukcesora. Obecny dyktator traciłby wówczas władzę. Łukaszenka nie może więc nakreślić modelu transferu władzy, ani wskazać następcy ze względu na osobiste bezpieczeństwo. 

Tak, jak w niektórych monarchiach feudalnych, po śmierci władcy państwu grozi walka różnych frakcji o władzę i okres chaosu, bezkrólewia. 

Tego na pewno nie chciałby moskiewski protektor łukaszenkowskiej Białorusi. Zwłaszcza teraz, kiedy destabilizacja Białorusi jest jak najmniej Władimirowi Putinowi potrzebna. Rosji nie stać bowiem na szybką inkorporację Białorusi, bo prowadzi wojnę przeciwko Ukrainie. Dlatego nagranie z bladym, wychudzonym Łukaszenką musiało wywołać westchnienie ulgi i na Kremlu, i w gabinetach reżimowych urzędników w Mińsku. 

Foto
„Ostatni kubek” Łukaszenki. Pod koniec życia miał taki Breżniew, ma go też Putin
2023.05.16 18:22

Michał Kacewicz dla belsat.eu

Więcej tekstów autora w dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.