Jak oszuści na rynku nieruchomości okradają Białorusinów?


Jednocześnie pozostać bez oszczędności i bez mieszkania. W takiej sytuacji znalazły się tysiące Białorusinów oszukanych na udziałowym budownictwie. W 2013 roku to rzekomo się skończyło. Rząd uchwalił przepisy, które miały raz na zawsze wyeliminować masowe oszustwa w budownictwie mieszkaniowym.

Ale w tym śledztwie odkryliśmy nowe schematy, za pomocą których pozbawieni skrupułów sprzedawcy mieszkań nadal oszukują ludzi, pomimo pozornie szczelnych nowych przepisów. Wśród pośrednich beneficjentów oszukańczych schematów byli szanowani biznesmeni i osoby przybliżone do Alaksandra Łukaszenki.

Dlaczego przestępcom wygodniej jest odsiadywać wyroki za kratami niż zwrócić to, co zostało skradzione?

W 2016 roku Waleryja Szeuczyk zdecydowała się na zakup mieszkania w domu 9 przy ulicy Smargouski Trakt. Budowa dobiegała końca, a deweloper „Belstroymontazh” nie miał już wolnych mieszkań. Znajoma Waleryi poradziła skontaktować się z podwykonawcą „Kapinbud”, który wykonywał prace na tym obiekcie. Lokale mieszkalne w tym bloku podwykonawca otrzymał na poczet zapłaty za roboty budowlane, to powszechna praktyka.

W biurze „Kapinbud” Waleryja podpisała umowę z Andrejem Krauczenką, który przedstawił się jako właściciel firmy, oraz z dyrektorem Michaiłem Barsukowym. Dokument nosił tytuł „Przedwstępna umowa sprzedaży nieruchomości”.

Taki dokument nie podlega obowiązkowej rejestracji w Komitecie Wykonawczym miasta Mińska. Ale to nie wzbudziło podejrzeń Waleryi, prawniczki z wykształcenia, ponieważ obiekt, w którym chciała kupić mieszkanie, został uznany za projekt budowy długoterminowej i znalazł się pod kontrolą Komitetu Wykonawczego Miasta Mińska. Ta okoliczność stała się gwarancją dla kobiety.

„Budynek, który znajduje się pod kontrolą Komitetu Wykonawczego Miasta Mińska jest budową długoterminową, pojawiał się we wszystkich wiadomościach. Popełnić tam jakiekolwiek przestępstwo odważy się tylko niezbyt dalekowzroczna osoba” – pomyślała Waleryja, podpisując umowę.

Kobieta przelała na konto „Kapinbud” ponad 40 000 dolarów. A sześć miesięcy później, w lutym 2017 r., dowiedziała się: oprócz jej pieniądze za to samo mieszkanie Barsukowowi i Krauczence przelało jeszcze kilku kupujących.

„W Viber powstała grupa udziałowców. I ludzie po prostu pisali, kto jest właścicielem którego mieszkania. Zwyczajnie sprawdzali listy. I widzę, że przy numerze mojego mieszkania jest zaznaczone inne nazwisko” – mówi Waleryja.

Udziałowcy zaczęli zwracać się do organów ścigania, ale odmówiono im wszczęcia sprawy karnej. Śledztwo rozpoczęło się dopiero w styczniu 2018 roku. Śledztwo trwało prawie 1,5 roku.

Aby wyprowadzić skradzione pieniądze z konta „Kapinbud”, szef firmy przeprowadzał tzw. spotkania założycieli w składzie samego siebie i udzielał sobie lub Barsukowowi pożyczek. Następnie oszuści wypłacali pieniądze w gotówce z banku.

Odnaleźliśmy byłego dyrektora „Kapinbud” i tego samego byłego przyjaciela Andreja Krauczenki – Michaiła Barsukowa, który również był zaangażowany w sprawę karną, ale nie trafił za kraty. Oto jak Michaił wyjaśnia, na co szły pieniądze udziałowców, które wypłacał w gotówce z banku:

„Zwyczajnie: cóż, pensje trzeba wypłacić pracownikom. Pojedź, wypłać, księgowość przygotuje dokumenty. Cóż, jechałem, wypłacałem i oddawałem mu wszystko. A on dalej zarządzał. Przyjeżdżali robotnicy, którzy naprawdę potrzebowali pieniędzy, a on je rozdawał. Co tam dalej? Wszystkie działania finansowe – wszystko prowadził sam, nikogo w szczegóły nie wtajemniczał. Jak, gdzie, co … Przecież nie naliczałem wynagrodzeń. Moim zadaniem było wypłacić-oddać”.

Andrej Krauczenka został skazany na 10 lat więzienia za oszustwo. W rzeczywistości jednak roszczenia obywateli nie zostały zaspokojone nawet po wydaniu wyroku – skradzione pieniądze nie zostały im zwrócone. Wkrótce miną 2 lata odkąd oszust jest za kratkami, to już 5-ty rok, kiedy poszkodowani pozostają z niczym.

Pełny tekst jest dostępny w formatach pdf, mobi, epub.

belsat.eu