Były funkcjonariusz białoruskiej jednostki specjalnej SOBR przyznał się do bycia członkiem “szwadronu śmierci”, który stał za zaginięciami oponentów politycznych Alaksandra Łukaszenki pod koniec lat 90. Sąd jednak wątpi w jego udział w morderstwach.
Sędzia uznał, że Juryj Harauski jest niewinny i nie dopuścił się porwań, ani nie wprowadzał sądu w błąd. Uzasadnił, że to wyjątkowa sytuacja, w której są zaangażowane władze i to one były „odpowiedzialne za wymuszone zaginięcia”.
– Fakty te nie powinny budzić wątpliwości. Jednak podczas przesłuchania oskarżony mylił się w przeciwstawnych sobie zeznaniach i unikał odpowiedzi – uznał sąd.
Uznał on, że część zeznań Harauski wymyślił i być może służył on w jednostce SOBR, jednak jego rola w porwaniach jest niejasna i „mógł słyszeć o tym od kolegów”. Mógł o tym za to mówić po ucieczce do Szwajcarii, aby otrzymać azyl polityczny. Dotąd nieznane mają być też szczegóły jego wyjazdu z Białorusi.
Harauski opuścił sąd bez komentarza.
Prokurator chciał skazać byłego białoruskiego funkcjonariusza na trzy lata pozbawienia wolności, z czego dwa w zawieszeniu.
Proces odbywał się w Szwajcarii na zasadach jurysdykcji uniwersalnej, pozwalającej ścigać zbrodnie popełnione poza granicami konkretnego państwa, w których nie ucierpieli jego obywatele.
4 lata temu były funkcjonariusz uciekł do Szwajcarii i w rozmowie z Deutsche Welle oświadczył, że przed 20 laty brał udział w porwaniu i zabójstwie trzech polityków. Mężczyzna twierdził, że w latach 1999-2003 służył w siłach specjalnych SOBR pod dowództwem Dzmitryja Pauliczenki. Na polecenie „z góry” razem z innymi funkcjonariuszami – jak twierdził – porwał i zabił byłego szefa MSW Juryja Zacharenkę, byłego przewodniczącego Centralnej Komisji Wyborczej Wiktara Hanczara oraz jego przyjaciela, biznesmena Anatola Krasouskiego. Mężczyźni zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach w latach 1999-2000.
pp/belsat.eu wg DW