Robotnicy o polskich korzeniach są wzywani do kierownictwa Grodno Azot. Wymaga się od nich, by oddali KGB dokumenty potwierdzające ich przynależność do narodu polskiego. Sprawę opisała Nasza Niwa.
To kolejna fala nacisków na posiadaczy Karty Polaka w zakładach azotowych w Grodnie, które w 2020 roku dołączyły się do protestów powyborczych przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki.
Pracownicy, wobec których wcześniej szefostwo domagało się rezygnacji z dokumentu, są wzywani “na dywanik”, by sprawdzić, czy wykonali żądanie. O takich powtórnych wezwaniach wiadomo od początku czerwca.
– Nie wierzą na słowo, domagają się potwierdzenia, w którym będzie napisane, że poszedłeś do konsulatu i zrobiłeś wszystko oficjalnie. Jeśli żadnych dowodów nie ma, dają ostatnie ostrzeżenie i proponują oddać kartę do ich rąk. O ile mi wiadomo, niektórzy po kolejnych groźbach zwolnienia zgadzają się na taki wariant – powiedział białoruskiej gazecie niezależnej pracownik zakładów azotowych.
Według nieoficjalnych doniesień, w ten sposób swoje Karty Polaka straciło już ponad dziesięciu azotowców.
Wcześniej Centrum Obrony Praw Człowieka “Wiasna” poinformowało, że Białorusini posiadający Kartę Polaka są podczas przekraczania granicy wzywani na rozmowę z funkcjonariuszami KGB. Mają oni proponować “dobrowolne” zrzeczenie się dokumentu, pisząc pod ich dyktando wniosek do polskiego konsulatu. W przeciwnym razie mundurowi grożą aresztem administracyjnym. Obrońcom praw człowieka wiadomo o ponad dziesięciu takich przypadkach.
Mikałaj Karkou, pj/belsat.eu